piątek, 6 lutego 2015

Epilog

Und ich muss jetzt da sein, 
Und ich muss ohne Dich leben

*Holger*

Nadszedł ten najważniejszy dla niej - szczerze, to dla mnie też - dzień. Jej operacja. Nie tylko ona się denerwuje. My wszyscy, ci najbliżsi jej osobie: jej rodzice, Lisa, Thomas, Pierre i ja. Jesteśmy z nią wszyscy.
- Już niedługo się zobaczymy - starała się mnie pocieszyć, choć sama była u kresu wytrzymałości psychicznej.
- Będzie dobrze - szepnąłem, przytulając ją do siebie.
Odsunąłem się od niej, a po mnie przyszli Müllerowie, potem Hojbjerg i jej rodzice. Chwilę potem przyszły dwie pielęgniarki, które miały przetransportować ją na salę operacyjną. Każde z nas się bało. W końcu to ryzykowna operacja.
Kobiety wyprowadziły ją z sali, a ja przysiadłem się na krzesełku przed wejściem na blok operacyjny.
- Spokojnie, będzie dobrze - zwróciła się do mnie jej matka.
- Nie może być inaczej - odparłem, potem tak bardzo się myląc...
Minęła pierwsza godzina. Potem druga. I trzecia. I czwarta... Pierre chodził jak szalony od ściany do ściany. Lisa z jej matką stały wtulone w siebie, wpatrując się w jeden obrany punkt na drzwiach. Thomas siedział przy mnie, milcząc. A ja? Ze strachu prawie zjadałem palce. Ile taka operacja może trwać do cholery jasnej?! Ile przyjdzie mi czekać, by znów ją ujrzeć?! Jak widać, strasznie długo...
Drzwi się otworzyły. Wszyscy pełni nadziei podnieśliśmy się z miejsc. Niestety, lekarz nie miał do przekazania za dobrych wieści..
- Niestety, pacjentka nie przeżyła operacji... - podszedł do jej ojca. - Jest nam strasznie przykro.
Stałem jak wryty, nie mogąc uwierzyć słowom lekarza. Nie, nie wierzę mu. Zaraz wyprowadzą tymi drzwiami Anastazję, będę przy niej siedzieć, dopóki nie otworzy oczu... Dopóki nie spojrzy na mnie, dopóki się nie odezwie...
Usłyszałem płacz Lisy, potem jej matki i nie wytrzymałem. Sam się rozpłakałem. Straciłem ją... Nie udało się jej. Nie wygrała z operacją... Poddała się jej... Oparłem się o ścianę i powoli po niej osunąłem. Obok mnie siedział, a raczej kucał Pierre z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Nie będzie jej... - szepnął jakby do siebie. - Nigdy jej już nie zobaczę... Nie porozmawiamy...
- Nie obudzę się przy niej... Nie usłyszę...
- Proszę pana! - przede mną kucnęła pielęgniarka i wcisnęła mi jakieś pigułki. - Rozumiem, bynajmniej się staram zrozumieć, że strata bliskiej osoby boli, ale ona pewnie nie chciałaby, by pan cierpiał.
- Nie wiesz, jak to jest. Nie zabrali Ci sensu życia w kilka chwil - jęknąłem, połykając kapsułki. Kobieta, nie udzielając mi odpowiedzi odeszła.
Po chwili leki zaczęły działać. Moje ciało ogarnęła dziwna fala spokoju...

***

Minęły dwa dni od Jej śmierci. Nadal nie przyszło mi zrozumieć tego, że Jej tu nie będzie. Dalej uparcie wierzyłem, że to tylko głupi sen. Moja mama, która tu przyjechała, niemal non stop truła mnie lekami uspokajającymi. Jakby to jakoś pomagało...
Nawet nie wiem, jakim cudem Jej rodzice załatwili wszelkie sprawy związane z pogrzebem. Sam... Nie byłbym w stanie. Gdyby nie moja mama, to pewnie bym nie odchodził od Jej ciała, które przetransportowano do kaplicy w godzinę po dowiedzeniu się tej strasznej rzeczy.
Wyglądałem jak wrak człowieka. Cierpiałem psychicznie. Bez Niej... Nie wiem, jak to będzie. Ciężko to na pewno, a co dalej?
Nawet nie wiem, jak przebiegł Jej pogrzeb. Byłem na nim tylko ciałem. Moja dusza próbowała Ją odnaleźć... Jednak bezskutecznie. Stałem ze łzami w oczach i wpatrywałem się w to, jak ludzie z zakładu pogrzebowego spuszczali Jej trumnę do ziemi. A wraz z nią moje serce i sens życia. Bo one oddane jest tylko Jej.
Pierre przystanął obok mnie. Mimo tego, że miał przywdziane ciemne okulary, wiedziałem, że też płacze. W końcu oboje Ją kochaliśmy i nadal kochamy...
Przez ten czas, w którym z Nią byłem nauczyłem się wiele, ale najważniejszym w tym jest to, że trzeba się cieszyć każdą chwilą i kochać tylko sercem.



*Pierre*


Prawdopodobieństwo powodzenia się operacji było strasznie małe. Jednak się tego podjęła, mimo ich konsekwencji...
Nadal pamiętam słowa, które powtórzyła mi w dzień operacji po raz kolejny, tym razem jako ostatni: "Nie możecie się załamać po tym, jak operacja się nie powiedzie. To tylko ja, nic nie znaczący człowieczek, poradzicie sobie beze mnie". Mimo to nie potrafię inaczej. Boli to, że odeszła, że przeszczep się nie przyjął. Że nigdy już nie porozmawiamy, nie pośmiejemy się, już nigdy Jej nie przytulę...
Była pierwszą dziewczyną, którą obdarzyłem poważnym uczuciem. Czy ostatnią? Zapewne tak. Nie wiem, czy będę potrafił pokochać kogoś innego tak bardzo jak Ją. Całym sercem, które wraz z dniem Jej śmierci też odeszło. Razem z Nią...


________________
Wcale nie poryczałam się jak bóbr, czytając to. Wcale
Wcale nie poczułam się jak podła suka, w dodatku w stanie przedchorobowym. Wcale.
Chciałam wreszcie skończyć jakiś blog tragicznie i doczekałam się tego XD ale czuję się podle, why xd Chyba nie powinnam tego robić.

I wcale się nie boję Was, nawet jeśli wiecie, gdzie mieszkam ^_^ możecie mi naskoczyć XD

Chcę Wam serdecznie podziękować za to, że wytrzymałyście moje męczenie Was tym opowiadaniem byłyście ze mną w tej historii, że zrozumiałyście to, że wybrałam Holgera dla niej XD Porwałam się z motyką na słońce, stając przed wyborem - Holger czy Pierre. Wiem, że nie umiem tego zrobić, fvck. i chyba nigdy się nie nauczę No nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć, prócz tego, że jesteście najlepsze 

Zastanawiam się nad zrobieniem jego drugiej części, ale... patrząc na listę blogów, które czekają na swoje wyjście chyba odroczę to na czas nieokreślony, dwa blogi będą tak bardzo odległe od 2015 roku XD

W poniedziałek zacznę opowiadanie z Erikiem Durmem i Alessandro Schoepfem, na którego serdecznie już zapraszam :)

So, adiós! będę za tym blogiem tęsknić...

piątek, 23 stycznia 2015

Osiem - Muszę Ci coś powiedzieć - ostatni

Doch was ich nicht erklären kann.. Trotzdem fehlst du mir!


*Holger*

Lisa i Thomas powoli akceptowali to, że jestem z Aną. Spędzałem z nią sporo czasu, jednocześnie starając się nie zaniedbywać przyjaciół. Coraz częściej zabierałem ją z domu, by mogła choć na chwilę oderwać się od czterech ścian. A Götze, czy Basti bardzo ją polubili. Zresztą jak można jej nie lubić? Miła, urocza, zawsze wysłucha... Mógłbym tak dalej wymieniać. Nie była idealna, bo przecież tacy ludzie nie istnieją. Miała swoje złe strony, jak to każdy. Niesamowicie uparta, a momentami wredna... Ma bardzo sprzeczne cechy charakteru, nieprawdaż? Ale to właśnie czyni ją wyjątkową. Tak bardzo wyjątkową, że się w niej zakochałem.
- Holger... Muszę porozmawiać z Pierre'm - szepnęła w pewnej chwili. Zerknąłem na nią. Nerwowo splatała i rozplatała dłonie, jakby bojąc się mojej reakcji na to, co usłyszałem.
- Anuś... Jesteś tego pewna?
- Tak. Jest dla mnie jak brat, brakuje mi go... - przysiadłem się obok niej i przytuliłem ją do siebie. Widziałem, że jest jej bliski, ona mu też... Jednak mają sprawę do wyjaśnienia, bo oboje na tym cierpią.
- Rozumiem. Porozmawiacie, tylko musi się zgodzić - cicho westchnęła, wtulając się w moją pierś.
- Oby się zgodził...
- Nie myśl tak pesymistycznie już.. - zamilkłem na chwilę, próbując sobie przypomnieć, co jeszcze chciałem jej powiedzieć... - Ana... Mam jedno pytanie, bardzo ważne.
- Tak?
- Nie wiem, jak to powiedzieć... - urwałem, biorąc głębszy wdech. Powoli wypuściłem powietrze z płuc, dalej milcząc. Nie wiedziałem, jak zareaguje na to, o co chcę ją spytać, a boję się odrzucenia. - Anastazjo, czy... Zamieszkałabyś ze mną? Chcę spędzać z Tobą nie tylko dnie, ale i noce, budzić się codziennie przy Tobie, także zasypiać - otworzyła buzię ze zdziwienia i rzuciła się na mnie.
- Jejku, ja... Nawet się nie spodziewałam! - piszczała, ściskając mnie coraz mocniej.
- Czyli się zgadzasz? - spytałem, delikatnie ją unosząc. Przejechała dłońmi po mojej twarzy, by odnaleźć usta.
- Oczywiście, że tak - rzekła, składając na nich czuły pocałunek. Jedyne co pozostało, to powiadomić Muellerów. No jakby... To pozostawiłem na koniec. Najpierw wolałem dowiedzieć się, czy chce ze mną mieszkać, czy nie.
- A Lisa i Thomas, co na to? - spytała cicho, odsuwając się ode mnie.
- Zaraz pojedziemy im o tym powiedzieć - podniosłem się z nią z kanapy i opuściliśmy dom. Raczej powinni się zgodzić, wiedzieli, że prędzej, czy później dojdzie do tego. Chyba, że znowu będą mieli coś przeciwko temu.
Po kilkunastu minutach jazdy, zatrzymałem samochód. Byliśmy przed ich domem. Wysiadłem z auta i popędziłem pomóc w opuszczeniu go przez dziewczynę. Weszliśmy do środka bez pukania. Na mieszkańców natrafiliśmy w salonie, oglądali coś w telewizji.
- Ooo, witajcie - powiedzieli z uśmiechem, widząc nas. Hm, jakby tu im to powiedzieć... Posadziłem ją na fotelu i stanąłem obok. Znalazła moją dłoń i mocno ją ścisnęła, jakby się bała. A nie było czego. Jeszcze.
- Thomas... - zaczęła Ana. Spojrzeli na mnie z przerażeniem. - Chcemy Wam coś powiedzieć...
- Jesteś w ciąży - nie było to pytanie, raczej stwierdzenie. Wykierowała je Lisa.
- Skądże znowu! - zaprzeczyliśmy. Skoro nawet nie próbowaliśmy... Hm, pora to zmienić...
- Po prostu... Chcę by Ana ze mną zamieszkała.
W przeciwieństwie do naszych min... Wybuchli śmiechem.
- Wiedziałam, że tym się skończy - pokręciła głową, nie przerywając śmiechu.
- Miny mieliście takie, że nie wiem.
- Cóż... Po Was można się wszystkiego spodziewać - mruknąłem. - To jak, możemy, czy nie?
- Jest dorosła, jeśli chce, to jak najbardziej możecie.
- Jejku, dziękuję! - poderwała się z fotela i przy mojej pomocy podbiegła do kanapy, na której siedzieli i rzuciła się na nich.
- Lisa, pójdziesz ze mną mnie spakować?
- Jasne - wstały i zniknęły w korytarzu.
- No widzę, że na poważnie i to bardzo. Coś jeszcze masz w planach?
- A co? Wpadniesz się poprzyglądać? - spojrzał na mnie, kręcąc głową z pobłażaniem. - Wiem, że ona to ta jedyna i chcę by była przy mnie.
- Jakiś Ty romantyczny! - zaśmiał się, trącając mnie w ramię. Pokazałem mu język i z niecierpliwością wyczekiwałem powrotu Lisy i mojej ukochanej.
- Tylko mi się tam nią opiekuj! - uprzedziła mnie Muellerówna, gdy tylko wróciły.
- Lisa, rozmawiałyśmy już o tym - westchnęła Niemka.
- Ale nie z nim. Jakby coś się działo, to wiesz, gdzie nas znaleźć. A jeśli coś jej zrobisz, to wiesz, co Cię czeka?
- Lisa... - warknęła cicho dziewczyna. - Holgi, chodźmy już, bo zaraz zacznie swoje wykłady - opierając się na swojej intuicji ruszyła do mnie. Schwyciłem ją 'po drodze', gdy zdążyła mnie wyminąć. Drugą ręką sięgnąłem po jej torbę, którą przerzuciłem sobie przez ramię.
- Do zobaczenia! - zawołał Thomas, gdy kierowaliśmy się do wyjścia.
Jej rzeczy wpakowałem na tylną kanapę i wróciłem do pojazdu, gdzie już siedziała i intensywnie nad czymś myślała.
- Nad czym tak rozmyślasz, skarbie? - zwróciłem się do niej, gdy jechaliśmy z powrotem.
- Nad przyszłością, jak to wszystko będzie teraz wyglądać. Czy będę jeszcze widzieć...
- Csi, spokojnie - złapałem ją za rękę. - Wszystko teraz się ułoży.
- Ten przeszczep jest jedyną deską ratunku, albo gwoździem do trumny. Ale... Podjęłam decyzję i jeśli tylko się znajdzie dawca, czym prędzej się zgodzę.
Nie powiem, że się nie przeraziłem. Czy ona słyszała siebie? Operacja kosztem życia...
- Nie chcę Cię stracić - szepnąłem z trudem.
- Cieszmy się chwilą i tym, co teraz mamy, czyli sobą - uśmiechnęła się lekko.
- Wiesz co? Kocham Cię, najbardziej na świecie.
- Wiem - zaśmiała się cicho. - Ja Ciebie też, a nawet i mocniej.
Zatrzymałem samochód, byliśmy już przed... Przed naszym domem. Wreszcie. Po siedmiu miesiącach od kiedy to pierwszy raz ją ujrzałem. Teraz pora się posunąć o krok na przód...
Wysiadłem z samochodu i poszedłem po Niemkę. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do środka. Już miałem ciekawy plan na wieczór... Spróbować coś, czego jeszcze nie było...
- Gdzie Ty mnie tak niesiesz?
- To ja już nie mogę nieść mojej kobiety?
- No możesz... Tylko po prostu... - zaczęła pojąkiwać, gdy szedłem z nią do środka. - Co będziemy dziś robić? - spytała, delikatnie dotykając mojego ramienia. Zacisnąłem wargi, nie zatrzymując się i na razie nie odpowiadając. Przeszedłem salon i skierowałem się na piętro.
- Chciałbym... Chciałbym czegoś z Tobą spróbować - szepnąłem, otwierając drzwi od pokoju, który był moim celem-sypialni. Usadziłem ją na środku łóżka i czekałem na jej odpowiedź.
- Holger... Tego chcesz? - spytała, zaciskając palce na materiale prześcieradła.
- Jak najbardziej - chwilę się zamyśliła, dłońmi przeczesując łóżko. Chyba... Chyba szukała mnie. Gdy wyczuła moje ręce, opierające się na materacu, delikatnie zaczęła mnie po nich dotykać. Potem barki, szyja... Przysunęła się jak najbliżej, a ustami musnęła moje ucho, szepcząc:
- Jestem Twoja.
Dwa słowa, a podziałały na mnie w cholerę bardzo. Objąłem ją rękoma w talii, by nie odsunęła się i złożyłem na jej ustach soczysty pocałunek. Jej ręce zsunęły się na moją klatkę piersiową, gładziły ją przez materiał bluzki. 'Pomogłem' jej w zadaniu i ściągnąłem ją z siebie, a po chwili jej koszulka dołączyła na podłogę.
Delikatnie popchnąłem ją, by opadła na materac. Palcami przejechałem po skórze jej brzucha. Moje ślady "wyznaczała" tworząca się gęsia skórka. Powtórzyłem tę czynność swoimi ustami, posuwając się odrobinę niżej. Zadrżała jeszcze bardziej.
- Holgi... Ja... Dawno tego nie robiłam... - szepnęła nerwowo, gdy zdejmowałem z niej dżinsowe rurki. Pochyliłem się nad nią i trącając swoim nosem jej, odparłem:
- Przy mnie wszystko sobie przypomnisz, spokojnie.
Wsadziłem rękę pod jej plecy i rozpiąłem stanik, który sama z siebie do końca zsunęła. Ustami przejechałem od szyi, przez piersi, kończąc w dolnych partiach jej brzucha. Jej ciało przeszył dreszcz, spodobało mi się to i powtórzyłem ostatnią czynność. Tym razem z jej ust wydobył się cichy jęk. Przejechałem dłońmi po jej tułowiu i zatrzymałem się przy linii jej majtek. Zsunąłem je z niej, a ta posłusznie rozsunęła nogi, aby ułatwić mi do niej dostęp. Moje dłonie jak z automatu znalazły się na jej udach i dotykały ich. Usłyszałem kolejne dźwięki oznaczające, że sprawiam jej przyjemność.
- Pproszę, nie drocz się tak... - wyjęczała, gdy zacząłem składać mokre pocałunki w tamtych miejscach.
- Mamy całą noc, spróbujemy wszystkiego... - mruknąłem zadziornie, opuszczając tamte miejsce i ponownie całując jej usta.
- Wiesz, że Cię kocham najbardziej na świecie?
- Wiem, przecież dlatego jesteś tu teraz, oddana tylko mi.


*Pierre*

Nadal ciężko mi się pogodzić z tym, że mnie odtrąciła. I to, że jest z nim. Ten to ma szczęście... Tak bardzo chciałbym być na jego miejscu.
Tęsknię za nią i to bardzo. Chciałbym ją zobaczyć, nawet jeśli nie chce mojej obecności. Nie musi odwzajemniać moich uczuć, ale... Nie chcę jej stracić. Za bardzo ją kocham, by o niej zapomnieć. Chciałbym by wszystko wróciło do normy. Nawet jeśli przyjdzie mi cierpieć.
- Pierre... - usłyszałem głos Holgera. Byliśmy właśnie po treningu. - Ana chciałaby z Tobą coś wyjaśnić.
- Ale ja nie chcę - próbowałem sam siebie do tego, że to co mówię jest prawdą. Ale coś nie poszło, jak zawsze.
- Dobrze wiemy, że tego chcesz. Tylko się boisz. I masz jej za złe to, że jest ze mną.
- Uh... - przełamałem się i spojrzałem na niego ze smutkiem w oczach. - Nie, nie mam jej tego za złe. Chcę by była szczęśliwa. Ale to boli, że nie jestem tym kimś, kto jej to gwarantuje.
- Do pełni szczęścia potrzebuje Ciebie. Jesteś dla niej ważny i to bardzo.
- No wiem...
- Cierpi, bo nie może z Tobą porozmawiać. Dopytuje się mnie, co z Tobą... - czyli jednak co?
- Ja... Nie chciałem by do tego doszło. Odsunąłem się tylko dlatego, by niczego nie zniszczyć... Nie chciałem sprawiać jej cierpienia... - przysiadłem się na ławce, ciężko wzdychając. - Czy... Mógłbym się z nią spotkać?
-  Jasne, kiedy tylko chcesz.
- Nawet teraz? - spytałem, zbierając używane przez siebie rzeczy do torby.
- Oczywiście, że tak, chyba w głębi serca na to liczyła - uśmiechnął się zakłopotany. - To jedziesz ze mną?
- Okej - podniosłem się z miejsca i ruszyłem za nim. Poszliśmy do jego samochodu i w milczeniu jechaliśmy, zapewne do domu Muellerów.
Jakież było moje zdziwienie, gdy zatrzymaliśmy się przed... Przed jego domem. Czyżby... Ale... Minęło sporo czasu, od kiedy się ostatni raz widzieliśmy...
Weszliśmy do środka w milczeniu. W salonie zastaliśmy Anę, siedzącą na kanapie i słuchającą telewizji.
- Cześć skarbie - szepnął, pochylając się nad nią. Rękoma wyszukała jego twarzy i pocałowała go. Moje serce przepełniło się bólem, ale jednocześnie radością z tego powodu, że ją widzę. Nic się nie zmieniła, nadal ta sama, tak samo piękna...
- Jak minął trening? Rozmawiałeś z Pierre'm? - spojrzał na mnie znacząco i lekko się uśmiechnął. Uczyniłem to samo. Mówił prawdę.
- Tak. I wiesz co? Mam dla Ciebie niespodziankę... - skinął na mnie ręką, więc podszedłem. Przezornie wyswobodził się z jej uścisku, robiąc mi miejsce.
- Czy... Przyszedł? - spytała z widoczną nadzieją w głosie. Nieśmiało ścisnąłem jej rękę.
- Zostawię Was samych - jak powiedział, tak zrobił. Pociągnąłem ją za sobą, by usiadła, a ta zaczęła mnie dotykać.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszedłeś.,, Tęskniłam za Tobą i to bardzo - z jej oczu wypłynęły pierwsze łzy. Nie potrafiłem inaczej postąpić i mocno przytuliłem ją do siebie.
- Brakowało mi Ciebie, wiesz? Przepraszam za tamto... Nie chciałem... Ale cóż, zrobiłem to...
- Pierre... Też Cię kocham, ale... Po prostu nie w ten sposób, w jaki chcesz - nie powiem, że te słowa nie wywołały bólu. - Jesteś dla mnie jak brat, wiesz?
- Teraz już wiem. I musi mi to wystarczyć.
- Kocham Cię - wtuliła się we mnie. - Nadal jesteśmy przyjaciółmi?
- Czemu zadajesz takie pytania? Przecież wiesz, że tak...
- Muszę Ci coś powiedzieć - na sam koniec lekko się załamała. Co miała mi do zakomunikowania?
- Śmiało, mi możesz powiedzieć o wszystkim.
- Będę mieć przeszczep. Ty dowiadujesz się o tym jako pierwszy, nawet Holger jeszcze nie wie.
- Kiedy?
- Za trzy miesiące - trzy miesiące... Przecież... To ryzykowna operacja... Rozmawialiśmy tyle na ten temat, sama usłyszała tyle od lekarzy, a ona dalej swoje... - Wiem, co teraz myślisz, że nie wiem co robię, w końcu to ryzykowne, ale... Nie chcę byście wiecznie byli do mnie uwiązani. Chcę sama sobie poradzić, a ta operacja może wiele mi dać.
- Ale może też wiele zabrać.
- Pierre...
- Ana, czy Ty nie rozumiesz tego, że swoją decyzją możesz zdziałać wiele złego? A co jak... Jak umrzesz?! Przecież wiesz, ile znaczysz dla niego... Dla mnie zresztą też...
- Piluś... Nie możecie się załamać po tym, jak operacja się nie powiedzie. To tylko ja, nic nie znaczący człowieczek, poradzicie sobie beze mnie - starała się nie rozpłakać, ale coś jej nie wyszło.
- Właśnie, że nie. Jesteś dla nas najważniejsza.
- Znajdziecie sobie lepsze osoby ode mnie.
- Przeżyjesz ją - próbowałem utwierdzić ją w tym przekonaniu.
- Nic nie jest wiadome.
- Musisz być taką pesymistką?
- Ja jestem tylko realistką...


______________
Przepraszam Was za to coś na górze
Przepraszam, że napisałam taką scenę i to z perspektywy Holgera. NIE MOGŁAM SIĘ WSTRZYMAĆ
Przepraszam, że w ogóle to zaczęłam, bo normalnie nie umiałam zdecydować, z kim Ana ma być. Wiem, by nigdy w życiu nie porywać się z czymś takim, bym musiała wybierać między Holgim, a Pierrem.

Przeprosiny i podziękowania w formacie XXL będę składała w dniu 6.02, chyba że nie przeżyję prezentacji z woku XD Także ten.. do zobaczenia w epilogu!

Znowu się zareklamuję, a so :v Zapraszam na bloga z Alessandro Schoepfem w roli głównej, przez który moja kariera blogerki się zrujnuje XDDD *klik*

Pep, nie tylko Ty go kochasz... BYŁAM PIERWSZA XD <3


piątek, 9 stycznia 2015

Siedem - "Dwa najpiękniejsze słowa"

Und ich wusste es 
Ich schenke Dir mein Herz
denn Du bist es wert.

*Ana*

Nie żeby coś, ale.. Czułam się trochę nieswojo w jego obecności ubrana w piżamę, z której składał się podkoszulek z wczoraj i majtki. Nie chciało mi się przebierać. Ale czy tylko trochę było mi nieswojo? Oj chyba nie tylko "trochę"...
- Co chcesz założyć? - spytał, gdy byliśmy w moim pokoju.
Chwilę się zastanowiłam. W sumie powinno być mi to obojętne, przecież i tak nie widzę, ale z drugiej strony On jest i zależy mi, bym JAKOŚ wyglądała...
- Dżinsy i szary sweterek. Powinien gdzieś tam wisieć.
Nie zdejmując z siebie moich 'piżam', naciągnęłam na siebie dzisiejsze ubrania. Za bardzo mi się spieszyło do niego.
- Podasz mi perfumy? - po chwili czułam w dłoni fiolkę z moimi ulubionymi pachnidłami. Spsikałam się nimi, i z powrotem oddałam je kuzynowi.
- Masz szczotkę - podsunął mi ją pod dłonie. Rozczesałam włosy, a następnie splotłam je w kitkę.
- Wyglądam jakoś znośnie?
- Ślicznie.
- Thomas...
- Ja tylko stwierdzam fakt.
- Niech Ci tam będzie... Idziemy? - złapał moją dłoń i poprowadził do salonu, gdzie czekał On, który z kimś się wykłócał...


*Holger*

Siedziałem w spokoju w salonie, czekając aż wrócą, gdy usłyszałem, że ktoś wchodzi do środka. Oby to nie była Lisa... - poprosiłem w głowie, ostatecznie przeliczając się.
- Nadal czegoś nie zrozumiałeś? - spytała, a ja się odwróciłem do niej przodem. Stała z założonymi na piersiach rękoma i czekała na mój ruch.
- Ty na serio nie wiesz, jak to wygląda. Thomas wie, co się dzieje, możesz z nim o tym porozmawiać.
- Nie chcę z nim o tym rozmawiać. Chcemy dla niej jak najlepiej, a Ty na pewno temu nie podołasz.
- Myślisz, że Ty też dasz radę? - prychnąłem. - Ona potrzebuje nie tylko opiekuna, ale i miłości. Nie takiej od członka rodziny, tylko takiej innej, dawanej przez najzwyklejszą osobę.
- Nie chcę byś był nią Ty i zrobię wszystko, by wyrzucić Cię z jej głowy.
Zaraz, chwila, co. Co ona powiedziała?
- To ona... - szepnąłem, nie dowierzając.
- Tak, myśli o Tobie, ale nie na długo. Zrobię wszystko, by poczuła do Ciebie obrzydzenie.
- Nigdy tego nie zrobisz, bo nawet wtedy nie odpuszczę - wysyczałem.
- Nie bądź taki pewny - odparła tym samym tonem co ja.
- Ejejej! Spokojnie, bo się pozabijacie - wtrącił się Thomas, podchodząc do nas. Omiotłem spojrzeniem całe pomieszczenie. Z tyłu, w korytarzyku stała Ona, główna bohaterka naszych wymian zdań...
- Ana... - wydostało się z moich ust. Ona... Słyszała to wszystko? Chciałem do niej podejść, ale powstrzymał mnie przyjaciel:
- Stój tam gdzie stoisz.
- Thomas, ja muszę... - jęknąłem, widząc, że z jej oczu spływają łzy. Chciałem być obok niej, pocieszać ją, sprawić, by nie płakała.
- Nie - odpowiedział stanowczo. Westchnąłem ciężko, nadal nie spuszczając jej z wzroku. Stała oparta o ścianę, zasłuchana tym, o czym rozmawialiśmy, a z jej oczu nieprzerwanie spływały słone kropelki.
- Proszę...
- Nie, dopóki mi nie wyjaśnicie po chuja się tak wykłócacie z samego rana.
Przy niej?! - przeraziłem się. Czyli dziś ma przyjść dzień, kiedy to się wszystkiego dowie? Jak mus, to mus...
- Lisa sądzi, że nie zagwarantuję jej szczęścia i zostawię ją dla pierwszej lepszej.
- Bo taka prawda - rzuciła, wyłaniając się zza sylwetki swojego męża.
- Nie chciałaś pierwsza mówić, to czekaj - upomniał ją Mueller. - Coś jeszcze?
- I tak za dużo powiedziałem... - znów przelotnie zerknąłem na Anastazję. - Mogę teraz? - wyszeptałem błagalnie.
- Eh... Tak - skinąłem głową i ruszyłem do niej.
- Ana... - otoczyłem ją ramionami, a ta nie czekając, wtuliła się we mnie. - Nie płacz, proszę.
- Możemy iść do mnie? - wymamrotała, nie odsuwając się ode mnie ani na milimetr.
- Jasne - złapałem ją pod kolanami i uniosłem.
Nie zwracałem większej uwagi na to, o czym Lisa i Thomas rozmawiają. Liczyła się tylko dziewczyna, którą właśnie trzymałem w swoich ramionach.


*Ana*

"(...)Zrobię wszystko, by poczuła obrzydzenie do Ciebie" ; "Nigdy tego nie zrobisz, bo nawet wtedy nie odpuszczę" "Nie bądź tego taki pewien" Strzępki kłótni, składające się w jedno... Wygląda na to, że jednak nie tylko ja...
Nie chciałam myśleć jakby dalej się to potoczyło, gdyby nie interwencja Thomasa...
A Holger... Gdzie on chciał nawiać? Nie pozwoliłabym mu na to. Nie po tym, co dziś powiedział i nie po tym, co obiecał mi wcześniej.
"Lisa sądzi, że nie zagwarantuję jej szczęścia i zostawię ją dla pierwszej lepszej." Coraz bardziej kolorowo się robi... "I tak za dużo powiedziałem" Czemu nie chciał o tym porozmawiać? Ale... W sumie to ja też milczałam na ten temat. Nie chciałam by się dowiadywał o moich fantazjach i o tym, co ja do niego czuję... A dziś? Chyba przyjdzie o tym porozmawiać. Szczerze. Ale najpierw muszę się uspokoić, trochę za bardzo to przeżywam.
Posadził mnie na łóżku i przysiadł się obok, ani ważąc się mnie wypuścić z objęć.
- Holger... - zaczęłam nieśmiało. Nie wiedziałam jak się za to zabrać. - Musimy porozmawiać.
Nie usłyszałam niczego w odpowiedzi, poczułam tylko jak jego palce muskają mój policzek.
- Ana... Ja inaczej nie potrafię - szepnął nim.. Nim złączył nasze usta w... pocałunku. Przez to zrozumiałam całkowicie, że on mnie kocha...
Całował bardzo delikatnie, jakbym była z porcelany... Gdy złapałam jego rytm, stał się odważniejszy, a dla większej wygody usadził mnie sobie na kolanach. Nie wiem, ile trwaliśmy w takim stanie, szczęśliwi czasu nie liczą.
- To o czym chciałaś porozmawiać? - spytał, niemal w ogóle nie odsuwając się ode mnie.
- Te wszystkie słowa...
- To najszczersza prawda. Chcę być tylko dla Ciebie. Twoim Aniołem Stróżem, opiekunem, miłością i wszystkim innym.
- Wiesz, że nie mogę Ci dać wszystkiego - westchnęłam.
- Mam Ciebie, więc mam wszystko - znów zaczął skradać pocałunki z moich ust.

***

Przesiedzieliśmy, a raczej przeleżeliśmy kilka godzin, rozmawiając, tak po prostu o wszystkim, albo milcząc, sycąc się swoją obecnością.
- Zagrajmy w kalambury, ja zaczynam - zachichotał, by po chwili spoważnieć. - Dwa słowa, dziewięć liter. Czy to te dwa 'magiczne' słowa?
- Jakaś podpowiedź?
- Są to dwa najpiękniejsze słowa - szepnął mi na ucho, a ja się tylko upewniłam.
- Kocham Cię... - poczułam jego usta na swoim policzku.
- Ja Ciebie też, najbardziej - zamilkł na chwilę. - Na mnie chyba czas...
- Nie uciekniesz mi?
- Ja? Tobie? Anuś... Przyjdę od razu po treningu.
- Trzymam Cię za słowo - uśmiechnęłam się lekko, a ten musnął moje usta.
- Do zobaczenia jutro, kochanie - na dźwięk ostatniego słowa moje serce nabrzmiało, a brzuch przepełnił się tysiącami motylków, oh. Po chwili słyszałam ciche skrzypienie drzwi. Zostałam sama.
Dzisiejszy dzień... To jeden z najcudowniejszych dni mojego życia. Chłopak, a raczej mężczyzna, którego kocham... Odwzajemnia to! Czego więcej mi potrzeba? Ah, tak... Rozmowy z przyjacielem, który dla odmiany cierpi... Muszę temu zaradzić...
- Ana... - usłyszałam głos Lisy. - Możemy porozmawiać?
- Zależy o czym - burknęłam.
- Ogólnie.
- Usiądź - podniosłam się do pozycji siedzącej. Po chwili żona kuzyna do mnie dołączyła. - To co się kryje pod słowem "ogólnie"?
- Kochasz go?
- Tak - odparłam pewnie. - On mnie też.
- Wiem... Słyszałam to już od niego - westchnęła.
- Liczysz, że to chwilowe, prawda?
- Nie chodzi mi o to... Po prostu nie chcemy, byś cierpiała, jak po Marcu.
- Holger jest inny. On... Jest całkiem inny niż Marc.
- Ale może nie podołać z opieką nad Tobą.
- A Wy przygotowywaliście się na to, by opiekować się mną?
- Tak.
- Go też można na to przygotować. Poza tym... Świetnie sobie radzi.
- A co, jeśli to tak tylko z początku?
- Spytam Cię po raz kolejny: dlaczego go skreślasz?!
- Nie skreślam.
- Właśnie, że tak. Bo w niego nie wierzysz.
- Postaw się w mojej sytuacji... - poprosiła.
- Nawet jakbym była Tobą, to on miałby cień szansy.



_______________
No nie wierzę, że WRESZCIE dobrnęliśmy do tego momentu. Wreszcie sobie to powiedzieli, jejku :') Ale spokojnie, to przedostatni rozdział :) Jeszcze jeden i epilog, a potem żegnaj blogu :') muszę coś zrobić, bo moje uzależnienie od Holgera potęguje kolejnymi blogami z nim w roli głównej

Powodzenia kochanie! Widzimy się za pół roku :'( ❤️

Dominika wcale nie dostała największego fangirlingu pod słońcem XDD SKĄDŻE ❤️❤️

piątek, 26 grudnia 2014

Sześć - "Nie chcę by o tym wiedziała"

Er Nimmt sie in den Arm und sie nimmt seine hand.


*Holger*

Słowa Lisy zabolały. "Chcesz ją rozkochać i zostawić?" ; "Ona Ciebie nie potrzebuje" skąd ona znalazła takie oszczerstwa?
- Polemizowałbym - prychnąłem cicho. - Znasz mnie tyle czasu, a teraz nagle zaczęłaś przedstawiać mi takie zarzuty. Zmieniłaś się, Lisa.
- Nie zmieniłam się. Po prostu wiem, że Ci się znudzi opieka nad nią i zostawisz ją dla pierwszej lepszej - kolejna porcja bólu. Spojrzałem na drzemającą Anę. Jej twarz przybrała smutny wyraz. czy aby na pewno spała? A co, jak to wszystko usłyszała?
- Gorszej rzeczy nie słyszałem.
- Lepsza najgorsza prawda, niż potem zawiedzenie. Ona by nie przeżyła tego, gdyby ktoś ją teraz skrzywdził. Ciesz się, że nie widziałeś, jak się zachowywała po tym, jak Marc zostawił ją po wypadku, który sam spowodował. Na szczęście teraz siedzi w więzieniu i mamy od niego spokój.
- Nawet nie ważyłbym się tego jej zrobić. Nie znasz sytuacji.
- Chcę dla niej jak najlepiej
- Sama wie, co jest dla niej najlepsze. A jak widzisz - wskazałem na nią, która, dalej półleżała wtulona we mnie - jej to odpowiada.
- Jeszcze żeby potem nie było, że będziesz chciał ją zostawić. Wtedy policzysz się nie tyle co ze mną, a z Thomasem.
- On wie więcej niż myślisz.
- Pożyjemy, zobaczymy - według niej rozmowa była już zakończona, bo przeszła do kuchni.
Nie chciałem jej zostawiać samej, wolałem poczekać, aż wróci Thomas, ale popsuł mi się humor przez jego żonę i tą całą rozmowę, postanowiłem więc zakończyć swoją wizytę. Podniosłem ją, starając się nie wybudzić jej z drzemki i skierowałem się do jej pokoju. Gdy miałem zamiar ułożyć ją na łóżku, usłyszałem jej cichy szept:
- A Ty gdzie się wybierasz?
- Ehm, muszę już iść. Ale jutro postaram się wpaść. - jeśli jednak nie spała, to mi nie uwierzy, trudno. Ale jeśli jednak tego nie słyszała, to dobrze.
- Okej, będę czekać.
- Położyć Cię?
- Poprosiłabym - ziewnęła, a ja posłusznie wykonałem zaleconą czynność.
- Dobranoc księżniczko - musnąłem ustami jej policzek.
- Do zobaczenia księciu - uśmiechnęła się, obracając się na drugi bok. Zamknąłem drzwi i ruszyłem do wyjścia, ale nim wyszedłem, czekała mnie krótka konfrontacja z Lisą...
- Do zobaczenia - zwróciłem się do niej.
- Do zobaczenia - powtórzyła, przyglądając mi się uważnie. - Obyś lepiej przemyślał sobie wszystko, czy chcesz się w to pakować.
- Znowu zaczynasz... - westchnąłem, nim znalazłem się na dworze. Niby jak mam ją przekonać, że nie chcę się z nią zabawić?


*Ana*


Holger... Co on powiedział? Czy to co na pewno słyszałam? Czy to, co chciałam usłyszeć? Lisa... Czemu ona nie potrafiła zrozumieć, że ja chcę i potrzebuję tylko go? A on? Czy on też chce mnie w ten sposób? Jej słowa chyba znaczyły to, co chciałam by powiedział...
Wiedziałam, że kłamie z tym, że musi iść. Nie mógł wytrzymać z Muellerówną. Ja też nie. Od tamtej rozmowy z nią, kiedy to stwierdziła, że on nie jest dla mnie... Gdybym tylko mogła, odeszłabym jak najszybciej, ale że nie mogę... Muszę wytrzymać. Możliwe, że już nie długo...
Mimo, że nie było późno, postanowiłam, że się położę, nawet w ubraniach. Odłożył mnie w łóżku i obiecał, że jutro przyjdzie... Oby przyszedł, nie mam z kim innym spędzać czasu... Chyba że z dociekliwym Thomasem. Od Lisy i Pierre'go chcę mieć na razie spokój... Ale wiem, że nie ucieknę przed nimi, kiedyś trzeba będzie poważnie porozmawiać.

***

Do obudzenia się ze snu skusiły mnie czyjeś słodkie słowa, szeptane mi prosto do ucha.
- Jak się spało, skarbie? - spytał cudowny, niebieskooki blondyn, muskając malinowymi wargami skórę mojego policzka. Uśmiechnęłam się lekko, wpatrując się w niego. Był taki... Zaraz, chwila.. Jakie "wpatrując", skoro ja nie widzę?! To przecież... Sen!
Podniosłam się, teraz na serio wybudzając się. To było... Takie cudne. Aż o łzy mnie to przyprawiło. Móc Go zobaczyć... Szczyt marzeń.
- Ana, złotko, co się stało? - usłyszałam przerażonego Thomasa, a potem poczułam, jak przytula mnie do siebie.
- Zły sen... - skłamałam cicho, nie chciałam by ktokolwiek o tym wiedział... Chociaż... Lisa jest trochę powiadomiona...
- Potrzebujesz czegoś?- chyba kogoś pomyślałam, momentalnie się karcąc.
- Siły, by znosić to wszystko - odparłam.
- Masz ją, tylko nie potrafisz jej wykorzystać.
- Oo, tego też mi brakuje.
- A... - nie odpowiedział, bo na szczęście przerwał mu dzwonek do drzwi. - Chodź pani Pesymistko, idziesz ze mną.
Nie miałam pola manewru. Thomas jest uparty, nie da się mu przegadać. Mimo, że nie musiał mnie prowadzić-zaznajomiłam się z domem- to czułam, że jest blisko i delikatnie, prawie niewyczuwalnie kieruje do drzwi.
- A Ty co tak wcześnie? - zapytał naszego gościa.
- Może zamiast "A co Ty tak wcześnie?" to powiedziałbyś: "Cześć, jak miło Cię widzieć" - mówił to... Holger! - Obiecałem Anie, że przyjdę i oto jestem - poczułem jak czyjeś dłonie oplatają mnie w talii. Byłam w 99% pewna, że to jego ręce. - Miło mi Cię widzieć - tak, to był Badstuber.
- Mi miło Cię słyszeć i czuć.
- Chodź do środka, nie będziesz tak od wejścia... - westchnął mój kuzyn.
Lekko mnie uniósł do góry i ruszył przed siebie. Z jaką delikatnością mnie trzymał... Mmmm, niesamowite uczucie. Zresztą przy nim wszystko jest takie. Posadził mnie na kanapie i nie do końca mnie puszczając zajął miejsce obok. Czy to co robił, miało znaczyć, że... Jakoś mu na mnie zależy?


*Holger*

Tak jak jej obiecałem, przyszedłem. Można rzecz, że dobrze, że Lisy nie było. Ciekawe tylko, czy Ana usłyszała to, co wczoraj się działo... Z jednej strony było by to dobrze, przynajmniej by wiedziała, co jest na rzeczy,a  z drugiej... Nie chcę by o tym wiedziała. Może jednak nie czuje tego, co ja i tylko się zawiodę?
Poczułem ulgę i radość, że znów mogłem trzymać ją w swoich objęciach. Tylko jedyny mankamentem jest to, że Thomas jeszcze dziwnie się na nas patrzył... Chyba nadal nie rozumie tego, że ją kocham. Ale dobrze, że nie robił tak jak jego żona.
- Jadłeś coś, czy masz zamiar na nas polować? - zaśmiał się, a ja wyczułem w tym pytaniu drugie dno w postaci Anastazji.. Dobrze, że nie zrozumiała ukrytej aluzji w tym, co powiedział...
- Nie martw się, nie opróżnię Ci lodówki.
- Ana chcesz coś?
- Nie jem śniadań, ale z chęcią się napiję herbaty - odpowiedziała, lekko się przeciągając. Chyba zdążyła wstać przed moim przyjściem.
- Też chcesz? - zwrócił się do mnie.
- Poproszę - omiótł nas wzrokiem i udał się do kuchni, dzięki czemu zagwarantował nam "trochę" prywatności.
Chciałem ją spytać o poprzednie popołudnie, ale ostatecznie się wstrzymałem. Może nie wie, a nie chcę potem niepotrzebnie się tłumaczyć.
- Jak minął wieczór? - spytałem, podejmując rozmowę.
- Przespałam go. A tobie jak minął?
- Dość przyjemnie - z Tobą byłby zapewne lepszy-pomyślałem, odgarniając z jej twarzy zbłąkany kosmyk. Uśmiechnęła się lekko, a na jej twarzy zakwitł niewielki rumieniec, który dodawał jej uroku. Przyjrzałem się jej, ubrana była w piżamę, czyli jednak dopiero wstała, chyba że lubi tak chodzić. - Chyba dopiero wstałaś, co nie?
- Gdybym się jeszcze nie obudziła, to bym spała - odparła, ziewając.
- A co się stało, że tak wcześnie się zbudziłaś?
Jej twarz przybrała skupiony wyraz, jakby hamowała się przed tym, czy mi powiedzieć, czy nie. Przysunąłem się bardziej i...
- Chyba załatwię sobie jakiś dzwoneczek, jak kamerdyner - przerwał mi Thomas. Odwróciłem się w jego stronę, a ten stał jakby nigdy nic, trzymając w rękach tacę z parującymi kubkami. Postawił ją na ławie, a ja wyswobodziłem ręce spod jej pleców. Chyba będę mieć przejebane i to równo.
- Podać Ci? - spytałem dziewczynę, a ta mi przytaknęła. Widziałem, że Mueller się pałał do tego, ale wolę się pokazać od jak najlepszej strony, by jak najgodniej o nią zawalczyć. Pochwyciłem naczynie, które było przeznaczone dla niej i podsunąłem pod jej ręce. Ta go uchwyciła i ostrożnie podstawiła sobie pod usta i dmuchnęła, chcąc ostudzić. Po chwili upiła łyk i zwróciła się do mnie:
- Mógłbyś odstawić?
- Już, już - zabrałem od niej kubek i postawiłem na stabilnym miejscu. Oparła się o oparcie i głęboko odetchnęła.
- Chyba pora się doprowadzić do normalności.. - westchnęła.
- Chcesz teraz, czy potem?  - zapytał mój przyjaciel.
- Lepiej teraz... odparła nerwowo. Czy się wstydziła, czy to moja obecność tak na nią działała?
- To chodź, a Ty - spojrzał na mnie - chwilę poczekaj.


_________________
Święta, święta i po świętach :v a Dominika przychodzi z nowym nudnym rozdziałem. Potrzymam w niepewności, a so :v

Chwalić się, co panny ujrzały na święta ciekawego pod choinką ^^

Powodzenia w Nowym Roku, samych sukcesów :)

Widzimy się dopiero 2.01 u Ivana ;)


piątek, 12 grudnia 2014

Pięć - Ona Ciebie nie potrzebuje

Gib mir nur der Chance Baby-Girl...


*Ana*

Kolejne dni mijały swoim dokładnie ustalonym schematem. Jednak w nim coraz więcej pojawiała się Pewna Osoba... Nie powiem, że mi to nie odpowiadało, wręcz przeciwnie, uwielbiałam te chwile, które spędzałam w jego towarzystwie. I choć nie mogłam go ujrzeć, to moje uczucie do niego coraz bardziej kwitło. Często wtedy zabierał mnie na "wycieczki", czy po prostu spędzaliśmy ze sobą czas. Nie wiem, czemu to robił, ale zawsze albo trzymał mnie za rękę, albo przytulał. Czemu? Tego nikt nie wie... Ale... Przy nim czułam się taka... Wyjątkowa, niepowtarzalna. Nawet przy Marcu taka nie byłam.
W odrobinę mniejszym stopniu, przebywał ze mną Hojbjerg. Dużo rozmawialiśmy, stawaliśmy się z sobą coraz bardziej zżyci... Jednak on rozumiał to w innym stopniu niż ja...
Pewnego dnia, było już po sezonie, byliśmy sami u można nawet powiedzieć, że w moim domu. Rozmawialiśmy o błahych sprawach, dopóki on nie podjął innego wątku...
- Ana... - poczułam na policzku jego dłoń. Delikatnie muskał opuszkami palców skórę mojej twarzy.
- Tak, Pierre?
- Nie wiem, co czujesz, nigdy nie chcesz tego nikomu zdradzić. Nawet mi, bo, gdy pytam, to momentalnie zmieniasz temat. Ale ja chcę, byś wreszcie dowiedziała się, co ja do Ciebie czuję, bo nie potrafię dłużej się ukrywać. To mnie przerasta, wiesz? - mówił coraz szybciej i ciszej, mimo tego, że był blisko, ledwo go słyszałam. - Ana, ja Cię kocham, zrozum to - po ostatnim słowie... Przyparł mnie do oparcia kanapy i... Pocałował. Nie wiedziałam, co robić. On wkładał w to tyle uczucia, a ja... Nie potrafiłam tego odwzajemnić.
- Pierre.. Proszę nie - wyszeptałam spod jego ust, na co odsunął się ode mnie. - Przepraszam, ale.. Wyjdź. Potrzebuję samotności.
- Ale Ana...
- Proszę Cię, wyjdź - powtórzyłam, czując narastający ból.
- Kocham Cię.
- Wyjdź! - jęknęłam rozpaczliwie.
- Przemyśl to, proszę Cię. Będę czekać - po tych słowach usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Zostawił mnie samą. Ukryłam twarz w dłoniach, czując wypływające z oczu łzy.
To nie tak miało być. Miał być moim przyjacielem, a okazało się, że.. Mnie kocha. Miało być tak dobrze, a jest... Okropnie.
- Ana... - usłyszałam pełen troski głos... Holgera. Miałam być sama! - Coś się stało?- rozpłakałam się bardziej, gdy przytulił mnie do siebie. - Dlaczego sama tu jesteś?
- Ja... Za dużo się dziś wydarzyło...
- Uspokój się, Anuś - przycisnął swoje usta do mojego czoła.
- Niby jak? - wyłkałam, ściskając w palcach materiał koszulki, zdobiący jego klatkę piersiową.
- Powiedz mi, co się stało?
- Pierre... - urwałam gwałtownie, czując jak mięśnie mojego ciała coraz bardziej się napinają.
- Coś Ci zrobił? - spytał, w każdej chwili gotowy wymierzyć sprawiedliwość.
- P-pocał-łował mnie...
- Kurwa - syknął, by po chwili dodać - A Ty co zrobiłaś?
- K-kazałam mu wyjść, a po chwili T-ty tu przyszedłeś...
- Będzie dobrze - szepnął mi na ucho.
- Chciałabym. Nic nie jest dobrze.
- Niby czemu tak sądzisz?
- N-nie widzisz tego? - spytałam retorycznie. - Jestem najlepszym przykładem tego, że nic nie jest dobrze.
- Ana...
- Nie, teraz ja mówię - weszłam mu w słowo. - Mówiłam Ci, że przez własny idiotyzm straciłam wzrok. Mówiłam Ci, że muszę czekać na ten pieprzony przeszczep, prawda? To czekanie mnie wykańcza. Nie widzisz tego?! - znów wybuchłam płaczem. Wykańczam się, a oni mi w tym pomagają. Uchwycił moją twarz w swoje dłonie i kciukami starł łzy, które akurat wypływały z oczu.
- Nie potrafisz zauważyć dobrych stron swojego życia. Po prostu tego nie zauważasz - miałam wtrącić "niby jak?!", ale mnie powstrzymał. - Próbuję Ci to pokazać, na razie bezskutecznie, ale spokojnie, niczym się nie martw. Przejdziemy przez to razem - zapewnił mnie.


*Pierre*

Zrobiłem to, prawda? Dalej nie mogę uwierzyć w to, że postawiłem krok na przód. A ona? Odrzuciła mnie. A ja jak głupi liczyłem, że jednak będzie naczej... Teraz na pewno zniszczyłem to, co wspólnie pielęgnowaliśmy - naszą przyjaźń. Czemu muszę być taki głupi i da się porwać uczuciom, które nigdy nie powinny mieć miejsca?


*Holger*

Hojbjerg. Pocałował. Anę. Chłopak już u mnie jest na straconej pozycji. Aż przez niego się rozpłakała. Co musiał jej zrobić, prócz tego pocałunku, by była w takim stanie...?
Tyle chciałem jej powiedzieć po tym, jak stwierdziła, że jest "przykładem tego, że nie jest dobrze". Jest wzorem, ale nie dla tego. Ona pokazuje to, że warto walczyć o lepsze jutro i być cierpliwym, a "wykańczam się" to pojęcie względne, przynajmniej tak sądzę. Nie widać tego po niej...Pokazuje też, że warto walczyć o uczucia... Chociaż... To chyba ja walczę o to. By wreszcie zauważyła, że stała się nieodłączną częścią mnie.
To o tym, że przejdziemy tę walkę razem było czystą prawdą. Byłem przekonany do tego, teraz jestem tego pewien i pozostanę przy tym, że chcę ją chronić, i naprowadzać do tego, by wreszcie pojęła to, jak bardzo mi na niej zależy.
- Czy Ty siebie słyszysz? - spytała z bólem. - Chcesz mi pomagać? Mi? Tej bez perspektyw życia? Tej z tragiczną przeszłością? Tej która jest bez przyszłości? Ty siebie SŁYSZYSZ?! - jeszcze miała zamiar się ze mną kłócić...
- Tak, słyszę - jak śmiała w to wątpić? Ano tak... Przecież nie wie, o tym, że ją kocham. Żadną inną. Gdybym tylko mógł pokazać jej to wszystko.. Niestety nie mogłem w ten najprostszy sposób. To znajdziemy inny. Dam radę. Dla niej wszystko.
- I jesteś tego pewien?
- Niby czemu miałbym nie być pewny? - odpowiedziałem jej pytaniem.
- Może przez to, że jestem ślepa, mam spierdolony charakter i potrzebuję kogoś, kto wszędzie ze mną będzie chodzić, nawet do łazienki!
- To bez znaczenia - odparłem. - I tak jestem pewien, że chcę z Tobą być.
Ucichła, a jej twarz wyglądała, jakby była zamyślona. Chyba interpretowała moją ostatnią wypowiedź... Dołączyłem się do niej, sam siebie nie zrozumiałem. Powiedziałem jej to. Chyba. Bo to można odczytać w kilku znaczeniach, prawda?
- Ana... Co jest? Jak to zrozumiałaś? - zapytałem, gdy od dłuższej chwili milczała.
- Nie powiem - odparła cicho.
- Ale ja Cię proszę, byś powiedziała.
- Ale ja nie chcę i nie powinnam tego mówić - czy ja widzę, że ona się rumieni? Spuściła głowę. - Nie możemy po prostu posiedzieć w ciszy? Tego teraz potrzebuję - oparła delikatnie głowę o moje ramię. - Tego i Twojej obecności - zakończyła rozmarzona, na co na mojej twarzy zakwitł czuły uśmiech.
Objąłem ją w talii i oparłem policzek o jej głowę. Usłyszałem cichy pomruk zadowolenia z jej strony. Spojrzałem w dół, w stronę jej twarzy, na której formował się delikatny, słodki uśmiech. Powiedzcie mi, jak tu nie być zakochanym w TAKIEJ osobie, jak ona?
A co do Hojbjerga... To czeka nas poważna rozmowa w najbliższym czasie.


*Ana*

"To bez znaczenia. I tak jestem pewien, że chcę z Tobą być." To zdanie można zrozumieć na kilka sposobów, co nie? Ale dlaczego ja muszę akurat to w TEN sposób rozumieć?? Czemu próbuję sobie robić nadzieje, hm? By potem się zawieść?
To dla mnie za dużo, jak na jeden dzień. Nienawidzę się kłócić, a kłótnie z nim są jak największa kara. Ale to spięcie musiało nastąpić. Było nieuniknione. Przez to dowiedziałam się... Jezu, Ana znowu zaczynasz-skarciłam się w myślach, wracając na ziemię, do niego. Do tego, który teraz mnie przytulał. Do tego, który chce przejść ze mną te bagno. Do tego, którego kochałam. Do tego, który się nie dowie, co do niego czuję.
Ale z drugiej strony był Pierre. Ten sam, który powiedział mi w tym samym miejscu, gdzie teraz siedzimy, że mnie kocha. Nie jak siostrę, czy przyjaciółkę. Nie chciałam by do tego wyszło. Owszem, kocham go, ale jak przyjaciela. Bardziej nie potrafię. Nie zawirował mi w głowie, jak On...
- Cii - szepnął. - Chyba śpi. Nawet nie waż się jej budzić! - skarcił kogoś. Miałam się poruszyć jakoś, ale w ostateczności postanowiłam udawać, że jednak śpię.
- Chcesz ją rozkochać i zostawić, prawda? - mówił, a raczej mówiła to.. Lisa. - Lepiej by było, jakbyś stąd wyszedł i usunął się z jej życia. Ona Ciebie nie potrzebuje.


_____________________
Tak wiem, zrujnowałam #teamPierre życie. Sama sobie też zrujnowałam. Sorry, jestem taka okropna, wręcz najgorsza ;-; idę płakać ;-; 



piątek, 28 listopada 2014

Cztery - "Stoję murem za Tobą"

Unser Chance wird verboten,
 unser Traum ist aus... 

*Ana*

- On.. On nie jest dla Ciebie... - szepnęła.
- Niby dlaczego?! - jęknęłam, łapiąc się za głowę. Trochę za emocjonalnie, a to coś chyba znaczy...
- Chcemy byś miała jak najlepiej...
- Słyszałam to tyle razy, i wiesz co Ci powiem? Czemu myślicie, że tylko Wy możecie dla mnie jak najlepiej?! Każdy dałby radę, musiałby tylko chcieć! - na oślep kierowałam się do wyjścia. Musiałam, no musiałam jakoś odreagować. Nawet mimo tego, że jestem ślepa.
- Nie możesz sama wyjść!
- A widzisz, co robię?
- Ana, gdzie Ty pędzisz?! - poczułam, że na kogoś wpadam. A dokładniej na przerażonego Thomasa.
- Muszę stąd wyjść. Choć na chwilę, bo zaraz wybuchnę - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- A ja Ci gościa przyprowadziłem... - chyba starał się załagodzić sytuację... - Piluś, pójdziesz z nią?
Pierre...Od razu mi się polepszyło. On mnie rozumie. Nie wymusi na mnie tego, czemu jestem taka wściekła, poczeka, aż sama mu to powiem. Kochany chłopak.
- Jasne - Mueller 'przekazał' mu mnie i ruszyliśmy dalej.
- Tylko w miarę szybko wróćcie.
- Dopilnuję tego - znaleźliśmy się na zewnątrz. - Uważaj, schodki.
- Nie musicie się ze mną, jak z jajkiem obchodzić... - westchnęłam ciężko.
- Nie chcemy, by Ci się krzywda stała, proste.
Oni wszyscy się o mnie troszczą... Lisa też nie chciała źle, ale te słowa wypowiedziała w taki straszny sposób... Cóż, nie zabroni mi tego, kogo chcę obdarzać jakimikolwiek uczuciami.
Szliśmy w milczeniu, nie przymuszał mnie do powodu mojej wściekłości, która nagle wyparowała. Zastanawiałam się, jak zabrać się do opowiedzenia mu o tym wypadku. Kiedyś musiałam o tym opowiedzieć, a Holger... On mnie uprzedził podjęciu decyzji. Holger... Na myśl o nim znów poczułam to dziwne, ale przyjemne ciepło.
- Masz 18 lat prawda?* - spytałam retorycznie, przerywając ciszę.
- Tak.
- Wiesz... W tym wieku straciłam wzrok - ściszyłam głos. Byłam w 100% pewna, że się zdziwił, że mam zamiar mu tym opowiedzieć. Wcześniej, za każdym razem się wstrzymywałam...
- Wcześniej nie mówiłaś, jak to się stało... - wtrącił, jakby czytając mi w myślach.
- Wiem. Wcześniej coś mnie wstrzymywało... - chyba własna głupota-dodałam w myślach.
- Ja Cię do niczego nie zmuszam, pewnie to trudne...
- Będzie, ale nie mogę już tego ukrywać, kiedyś miał nadejść taki dzień... Miałam Ci o tym powiedzieć później, ale po przemyśleniu... Postanowiłam, że to będzie dziś. Możemy usiąść?
- Proszę - chwilę mnie prowadził, by pomóc mi zająć miejsce na... chyba ławka to była.
Głęboko odetchnęłam, zastanawiając, jak się za to zabrać, by się nie rozwyć, jak w przypadku Badstubera...
- Od kiedy masz prawo jazdy?
- Ponad trzy miesiące**.
- Marc też tyle miał... - czemu ja zaczęłam od tej najgorszej strony?!
- Że kto? - spytał zdziwiony.
- Mój były chłopak. Nasz związek przestał istnieć po tym wypadku, który sam spowodował.
- Co za...
- Pierre, oszczędź. Na prawdę nie warto - znów rozmowa ucichła na dłuższą chwilę. - Pamiętaj-nigdy nie siadaj do samochodu osoby pod wpływem alkoholu. Szczególnie wtedy, gdy sam będziesz w takim stanie - przy ostatnich słowach mój głos stał się niebezpiecznie piskliwy.
- Spokojnie, jestem - przytulił mnie do siebie. - Rozumiem, że... To Ty wsiadłaś do takiego pojazdu...
- Tak - spuściłam głowę, bardziej się w niego wtulając. - Nieco jak dwa lata minęły od tego dnia...
- Współczuję...
- Muszę dawać radę i widzisz? Jakoś daję, muszę.
- Powinnaś być wzorem do naśladowania.
- Wierz mi, nie. To przez własną głupotę jestem teraz taka, jaka jestem.


*Pierre*

Kuzynka Thomasa nawiedzała mnie w snach niemal każdej nocy. Strasznie dużo o niej myślałem. Chyba za dużo. Stała mi się bardzo bliska... Nie tylko jak siostra...
Ale jej nie powiem. Nie chcę stracić jej przyjaźni, chcę dalej ją widywać i móc spędzać z nią czas.
Kierowałem się do niej, gdy napotkałem po drodze Thomasa. Weszliśmy do środka razem, gdzie czekała na nas niecodzienna sytuacja... Ana i Lisa w trakcie kłótni, od której moja przyjaciółka właśnie próbowała uciec... Skorzystałem z tego i "zabrałem" ją ze sobą. Miała we mnie największe wsparcie, mogła mi o wszystkim powiedzieć. I chyba dziś zamierzała to wykorzystać...
Opowiedziała mi o tym, jak straciła wzrok. Wcześniej parę razy wcześniej pytałem ją o to, ale zawsze zbywała mnie tym, że opowie mi o tym kiedy indziej. Była to bardzo smutna historia, a w dodatku jej były-jeśli można tak go nazwać- okazał się zwykłym frajerem i nikim więcej.
W dodatku coś musiało się stać, zanim wyszliśmy z domu... Nie pytałem, czekałem, aż sama mi opowie...
- Czemu wszyscy wiedzą, co dla mnie jest najlepsze - fuknęła.
- Cóż... Nie wszystko dostrzegasz i nie nie zawsze wiesz co jest dobre, a co złe.
- Ale akurat teraz wiem, co jest dla mnie dobre. Przynajmniej serce mi tak mówi. Pierre, proszę Cię, i Ty nie bądź po stronie Lisy.
- Nie jestem - zapewniłem ją. - Stoję murem za Tobą.
- Dziękuję - uśmiechnęła się lekko, jednocześnie wtulając się we mnie.


*Holger*

Dzisiejszy dzień był jednym z najlepszych dni w moim życiu. Te chwile, gdy mogłem trzymać ją w swoich ramionach... Wręcz nie do opisania, takie cudowne były. Szkoda, że nie wie, ile radości mi sprawia słyszenie jej głosu, czy możliwość patrzenia się na nią...
Moje rozmyślania przerwało wejście. Niewiele osób wchodziło bez pukania. Moja mama, Ute, Bastian, Mario i Thomas...
- Coś Ty jej do cholery zrobił?! - był to ostatni z wymienionych, którzy do mnie wchodzą, jak do siebie. Momentalnie się odwróciłem, zastanawiając się o co mu chodzi. Komu miałbym coś zrobić do jasnej cholery? Zaraz... Coś stało się z Aną?!
- Co się z nią stało?! - jęknąłem przerażony.
- Właśnie o to samo się Ciebie pytam - wysyczał.
- Co ja niby miałem jej zrobić, powiedz Ty mi?
- To po cholerę płakała, czy też niemal sama wyleciała z domu?
- Skąd mam wiedzieć? W cholerę mi na niej zależy, a Ty jeszcze mnie o TAKIE rzeczy oskarżasz? - spojrzałem na niego, a on w odwecie spiorunował mnie wzrokiem rasowego mordercy.
- To ja już nie wiem... - opadł bezradnie na kanapę. - Lisa za nic w świecie nie chce mi powiedzieć, co się stało, a Anastazja poszła z Pierre'm.
Zacisnąłem wargi na dźwięk imienia Duńczyka. Nie powiem, lubię chłopaka, ale on jest tak blisko niej...
- Opowiedz od początku - poprosiłem.
- Wróciłem do domu, a przed wejściem czekał Hojbjerg. Weszliśmy do środka, a tam Ana wyrywająca się na oślep ku wyjściu. W dodatku płakała, najgorszy widok... I żadna nie chciała nic powiedzieć...
- Gdzie dokładnie są?
- Nie wiem, ale chyba za daleko to nie zaszli. Nawet się nie waż nigdzie iść - przestrzegł, wstrzymując mnie przed wstaniem z miejsca.
- Thomas...
- "Muszę wyjść i odreagować"... Czy aby na pewno nic jej nie zrobiłeś?
- Serio myślisz, że zrobiłbym jej cokolwiek?
- To co Wy tam robiliście?
- Byliśmy na wycieczce w lesie, a tam... - od raz ugryzłem się w język. Cholera, teraz będzie musiał się dowiedzieć...
- Jeśli jednak okaże się, że próbowałeś ją skrzywdzić, to już nie żyjesz. - znów ten groźny ton. Aj, Tomasz, Tomasz...
- ILE RAZY MAM POWTARZAĆ, ŻE NIC JEJ NIE ZROBIŁEM?! - ups... chyba to ja teraz przesadziłem. Ale sorry, to frustrujące.
- To po cholerę urwałeś, jakbym Cię miał zabić za kolejne wypowiedziane słowo?!
- Bo powiedziała mi o tym, o czym się nie rozmawia na co dzień... - powoli na niego spojrzałem i momentalnie zamarłem. Przez jego twarz przewinęło się sporo min. Jedne były groźne, jakby miał mnie zaraz zabić, a drugie... co najmniej dziwne.
- Serio? Czy to jest sensowny powód do tego, by się tak zachowywać? - spytał.
- Nie wiem, ale chyba nie.
- Musisz się jakoś dowiedzieć. Trudno i darmo. Ale... Najpierw się spytam Pierre'go, może on coś się dowie - odrobinę się skwasiłem. - Nie fuś się tak! - puknął mnie w ramię. - Mamy się dowiedzieć, a on akurat z nią jest.
Pokręciłem głową. Nie patrzył mi się ten pomysł. Ale... Jeśli chodzi o nią, to wszystko poświęcę.


*Ana*

Po opowiedzeniu całej historii Hojbjergowi nie mogłam powstrzymać łez. Tak samo jak to w przypadku porannej rozmowy... Na moje szczęście nie spytał się, czemu płakałam i czemu chciałam 'uciec' z domu.
Wieczór chciałam przeleżeć w samotności, pozwalając krążyć moim myślom w spokoju, ale ktoś zawsze, ale to ZAWSZE musiał mi przeszkodzić...
- Anaaa... - usłyszałam głos Thomasa. - Możemy pogadać? - kiwnęłam głową na potwierdzenie, a po chwili czułam jak się przysiadł obok. - Wiem, że nie będziesz chciała o tym gadać, a w dodatku ze mną, ale cóż, spróbuję. Możesz... Powiedzieć, co się wtedy stało? - pytanie zadał po chwili.
Udałam, że nie wiem, o co mu chodzi, choć w głębi serca wiedziałam... Wtedy, kiedy chciałam nawiać...
- Niby kiedy?
- Zanim wyszłaś z Pierre'm... Może to stało się wtedy, gdy byłaś z Holgerem, co?
- Ale o co Ci chodzi? Mów bezpośrednio, a nie. Chyba wiesz, że nie znoszę zgaduj-zgaduli - mruknęłam ciut poirytowana.
Zamilkł na chwilę, chyba starał się ułożyć to w miarę logiczną wypowiedź, albo pohamować się przed wykrzyczeniem mi, jaka to irytująca jestem.
- Skrzywdził Cię? - tego pytania się nie spodziewałam. Postanowiłam dalej w to brnąć...
- Ale kto?
- Holger - cicho warknął, gdy wypowiadał jego imię. Albo go wkurzyła go moja taktyka, albo niesłusznie wściekł się na niego.
- Niby w jaki sposób miałby mnie skrzywdzić?
- Musiałaś mieć powód, by płakać.
- Co jakby to on był jego powodem? - ups, chyba nie skazałam go na karę..
- On już wie co go czeka za to. To powiesz mi, czemu płakałaś?
Objęłam kolana dłońmi i oparłam na nich głowę.
- Pewne słowa wypowiedziane w nieodpowiedni sposób - wymamrotałam.
- Kto je wypowiedział?
- Na pewno nie on...
- To kto? Ana, do cholery, ktoś Ci coś zrobił?! - niespodziewanie krzyknął.
- Spytałbyś się Lisy, ona wie najlepiej o co chodzi.
- Ona jak Ty milczy, nic nie chce mi powiedzieć... - westchnął.
- Ja nie mam zamiaru tego mówić, nie chcę znów tego przypominać sobie i ryczeć przez to jak debilka.
- Jak bardzo jest to ważne?
- Dla mnie istotne. Bardzo.
- A może chociaż naprowadzisz mnie o co chodzi?
- UCZUCIA. Nie chcę już rozmawiać - rzuciłam, licząc, że wyjdzie.
- Jeśli... Kiedykolwiek będziesz chciała o tym pogadać... Jestem do Twojej dyspozycji.
- Jasne, jasne. - po chwili znów zostałam sama, drzwi się zamknęły.
Osunęłam się na łóżko, starając się opanować przed płaczem. Chciałabym, by ktoś mnie przytulił, a tym 'kimś' był Badstuber...

____________________________
*pisałam ten fragment dobre pół roku temu, i mi się tak wpasowało, więc postanowiłam nie zmieniać:)
**w rzeczywistości Maleństwo (przywykło mi się tak na niego mówić<3) nie ma prawka xd

Witam Was o  5:50 [przynajmniej o tej pisałam swoją wypowiedź (odejmijmy kilkanaście minut na tumblrze, pls. P.S. on wciąga)] w ten piękny, ciemny, piątkowy poranek! Jak minął tydzień, przpełniony rozgrywkami LM oraz LE? a także ten szkolny tydzień? ;)

Rozdział jest świenty, nieprawdaż? *sarkazm* Pls, ostatnio nic mi się nie podoba, wena mi słabo idzie, ale chce bloga na podstawie piosenki, lel. Kocham ją mocno<3 :v

Komentar pozostawiam Wam, widzimy się za dwa tygodnie (oby nie o tej samej porze dnia
) xd

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy (odpowiednie podkreśl)

nie będę się wypowiadać na temat dumy jaka mnie ogarnęła, gdy Pierre rozegrał CAŁY mecz przeciwko City. Fakt, porażka porażką, ale grał! Aż się popłakałam, gdy zobaczyłam go w wyjściowe jedenastce :')

piątek, 14 listopada 2014

Trzy - "Jeszcze przyjdzie na to czas"

Die Liebe ist nichts wie du denkst....

*Ana*

Kiedy Lisa nie mogła się mną opiekować, trafiałam pod skrzydła Thomasa, albo jak miał treningi to przesiadywałam w towarzystwie Pierre'go. Bardzo się polubiłam z młodym piłkarzem, wręcz stał się moim przyjacielem...
Gdy bywałam pod okiem kuzyna, często towarzyszył nam ktoś jeszcze... A mianowicie Holger...
Nadal dość często wyczułam, że ktoś uparcie się we mnie wpatruje, próbuje dostać tam do środka... Chyba jednak bezskutecznie...
- Hej piękna - poczułam jak ktoś delikatnie chwyta mnie w talii. Na pewno nie był to Thomas, ani Pierre. A jako, że byliśmy w domu, a do niego wstęp wolny miało kilka osób, więc to musiał być...
- Holger?
- Brawo - zaśmiał się. - Tomasza nie ma, dziś jesteś pod moją opieką.
- To co robimy?
- A na co masz ochotę?
- No nie wiem... - mimo tego, że za bardzo się nie znaliśmy, to czułam... Zaraz... Jakie "nie znaliśmy"? Trzeba to zmienić! - Może tak na początek bym Cię jakoś lepiej poznała?
- Dobrze - chwilę mnie prowadził, by pomóc mi usiąść. Kurczę, wszyscy coś się wyspecjalizowali w pomocy dla niewidzących? - To co chcesz wiedzieć?
Chwilę się zastanowiłam. Może...
- Jaki jesteś? - rzekłam.
- W jakim sensie?
- No na przykład z charakteru...
- Hm, no dobrze - na chwilę zamilkł, by podjąć wątek i jakoś go rozwinąć - Ludzie mi mówią, że jestem zamknięty w sobie, że mam swój świat. Potrzeba czasu, bym mógł się przed kimś otworzyć...
- Doprawdy? - wymamrotałam pod nosem. Na szczęście tego jednak nie usłyszał, bo kontynuował:
- Twierdzą też, że podobno jestem spokojny. Ha, podobno! - zaśmiał się, po czym spoważniał. - Jestem w miarę uporządkowany i pomocny.
- Widać - uśmiechnęłam się.
- Dzięki. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Jak wyglądasz?
Sposobu, w jaki udzielił mi odpowiedzi, nigdy bym się nie spodziewała... Uchwycił moje dłonie i przysunął je sobie do twarzy. Opuszkami palców poczułam fakturę jego skóry. Była lekko chropowata - to raczej wina zarostu. Niewielkiego, ale zarostu.
- Mam też mówić, prawda?
- Poprosiłabym.
- Mam blond włosy - "pomógł" mi je poczuć, odpowiednio przesuwając moimi rękoma. Były gęste i miękkie w dotyku. - Niebieskie oczy... Nie, ich nie dam Ci dotknąć. Tu mam nos - delikatnie go ścisnęłam. - Nie urwij - do mych uszu znów dotarł dźwięk jego śmiechu. Na moje, mógł to robić bez przerwy, spodobało mi się jego brzmienie. Dobra, uroczy był. Nie mogłam się nie dołączyć do niego. - Słodko się śmiejesz - dodał, na co poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele, które w końcu kumulowały się na policzkach. Musnął palcami jeden z nich. Naszła mnie kolejna fala ciepła, tyle że ta była taka inna... Wyjątkowa... Oh.
- Chcesz gdzieś wyjść? - spytał cicho, na co przytaknęłam.
Złapał mnie za dłonie i pomógł mi wstać. Chyba serio wszyscy wkoło mnie udawali się na wieczorowe kursy w opiece nad takimi jak ja...
Powoli, nie puszczając moich rąk, posuwaliśmy się na przód. Jego dłonie były takie ciepłe...
- Holger... Mógłbyś nie puszczać mojej ręki? - wypaliłam rozmarzona, po chwili gryząc się w język.
- Nie martw się, nie puszczę. Jesteś bezpieczna - zapewnił.



*Holger*

Po długich i skomplikowanych debatach Thomas zgodził się, abym spędził dzień z Anastazją.
Przez tamten czas nie mogłem przestać o niej myśleć. Chyba wszyscy zauważyli, że coś ze mną nie tak, ale nikt nie wiedział czemu.
Dużo czasu spędzałem w domu Müllerów. Nie musiałem rozmawiać z Aną - wystarczył mi jej widok. A potrzeba otaczania ją ochroną rosła z każdą chwilą...
Wracając do dnia dzisiejszego. Nie wiem, co mnie podkusiło, by w taki sposób opisać jej siebie. Może wizja jej dłoni poznająca moje ciało była tego głównym powodem? Potem jej prośba... Oh.
- Uważaj, wychodzimy - ostrzegłem, dla uprzedzenia chwytając ją jedną ręką w pasie, druga nadal była spleciona z jej.
Powoli, ostrożnie opuściliśmy dom i podeszliśmy do samochodu.
- Może jednak kończyłeś jakiś kurs? - spytała, gdy pomagałem jej usiąść w środku. Obszedłem samochód i dopiero wtedy jej odpowiedziałem:
- Nie, na samej intuicji lecę. Nigdy nie miałem styczności z taką osobą jak Ty.
- Mam się czuć wyjątkowa?
- Jak chcesz - i bez tego jesteś taka-przemknęło mi przez myśl.
Wyjechałem z podjazdu i ruszyłem przed siebie. Dopiero teraz zacząłem myśleć, gdzie pojechać. B
Gdzieś, gdzie byśmy mieli spokój i żeby Ana była bezpieczna.
Wyjechaliśmy kawałek za miasto, wkoło panowała cisza i spokój, dlatego zadecydowałem, że tu się zatrzymamy.
- Już dojechaliśmy?
- Tak - otworzyłem sobie drzwiczki i wysiadłem. - Sama wysiądziesz, czy Ci pomóc?
- Spróbuję sama, ale jakby co, to mnie łap - ostrzegła mnie, gdy już stałem po drugiej stronie auta. Wypięła się z pasów i powoli zsunęła się z fotela. Wszystko szło dobrze, dopóki w się nie zachwiała. Na szczęście nie upadła, dzięki mojej interwencji.
- Mam Cię - oznajmiłem z triumfem w głosie, zdając sobie sprawę, że nasze twarze dzieli niewielka odległość. Trochę się zawstydziła, bo spuściła głowę. - Nie ma co się wstydzić - schyliłem się tak, by móc na nią spojrzeć. Musnąłem dłonią jej policzek, przybliżając się bardziej.
- Uważaj, bo mogę Ci wykoleć oko - szepnęła, owiewając mnie swoim oddechem.
Zerknąłem w dół, zauważając, że jej ręka, drżąca ręka, unosi się coraz to wyżej i wyżej, muskając moją klatkę piersiową. Uśmiechnąłem się pod nosem, czekając na dalszy rozwój zdarzeń.
"Trasa" jej dłoni skończyła się na moich... Ustach. Opuszkami palców kilkakrotnie przejechała po nich, uśmiechając się przy tym.
- Chciałabym Cię zobaczyć i porównać, czy jesteś taki sam jak w moich wyobrażeniach... - wyznała.
- Czemu... Czemu Cię nie mogę zoperować? - przecież jest tyle możliwości...
- Stwierdzili, że mojego przypadku nie da się zoperować i trzeba czekać na dawcę.. - pod koniec zdania jej głos się załamał. Nie mogłem na to nie zareagować, więc przytuliłem ją do siebie.
- Jeszcze przyjdzie na to czas, tylko trzeba poczekać - zapewniłem ją. W odpowiedzi usłyszałem cichy szloch. - Nie płacz, proszę. Przepraszam, że o to zapytałem...
Nadal nie podnosząc głowy, kilka razy zaczerpnęła głośno powietrze, by potem odparować słabym głosem:
- To nie Twoja wina, po prostu... Nadal nie mogę zrozumieć, czemu to ja cierpię, a nie on.
- Ale że kto? - spytałem, wyraźnie zaciekawiony. Tamto dziwne poczucie znów wzięło górę.
- Mój... Były chłopak.
- A mogę się spytać, co się wtedy stało? - zacisnęła mocno wargi i powieki. - Jeśli nie chcesz, to nie musisz mówić...
- Miałam wypadek samochodowy - wykrztusiła po chwili milczenia. - Byliśmy pijani, a on w dodatku wsiadł za kierownicę... Jechał za prędko... Wypadliśmy z autostrady... Więcej wiem tylko z opowiadań. Znaleźli mnie kilka metrów od samochodu, cała we krwi, bez żadnych oznak życia...
Wyznanie sprawiło jej tyle bólu... Tyle wycierpiała...
- On wyszedł z tego z niewielkimi urazami, a ja... - znów ucichła, wstrzymując się przed kolejną salwą łez.
- Cii, spokojnie - ścisnąłem ją bardziej, delikatnie gładząc ją po plecach.
- Byłam w śpiączce, miałam poważne obrażenia mózgu, ledwo z tego wyszłam... - jednak nie wytrzymała, zaniosła się płaczem... Nie mogłem na nią patrzeć w takim stanie, serce łamało mi się na drobne kawałki. Że też ten skurwiel ma jeszcze czelność żyć.
- Ana... Anuś, starczy, nie opowiadaj - szepnąłem, a ona wtuliła się we mnie jak dziecko w ojca. Thomas dobrze mówił, że ona potrzebuje kogoś, kto zagwarantuje jej bezpieczeństwo...
- Przepraszam - wymamrotała, nie odrywając się ode mnie.
- To nie Twoja wina.
- Po co ja z nim wsiadłam, po co ja mu pozwoliłam prowadzić ten piekielny samochód?!
- Nie myśl o tym, nie obwiniaj się - po cholerę chciałem, by mi to opowiedziała, widok, który teraz miałem przed sobą załamywał. - Łzy u takiej pięknej dziewczyny są największą porażką w życiu.
Nadal jej nie puszczając, powoli się podniosłem, musiałem znaleźć jakiś sposób, by się uspokoiła. Delikatnie nią zakołysałem,nie przerywając myślenia.
- Może jednak wrócimy do domu?
- Nie... - wychlipiała. - Co jak Thomas... albo Lisa będą w domu? Będą się pytać, co się stało... Obiecałam, że nikt się o tym nie dowie, to pozostanie tylko między nami...
- To postaraj się uspokoić. Chociaż dla mnie - zaproponowałem, co było nie na miejscu.
Ale jednak milczała, a jej oddech z każdą chwilą stawał się coraz bardziej spokojny. Chyba się udawało.
- Gdzie jesteśmy? - spytała prawie normalnym tonem.
- Kawałek za miastem, za daleko nie uszliśmy. A chcesz wracać?
- Możemy jeszcze trochę zostać? Chcę jeszcze pobyć trochę w Twoim towarzystwie - uśmiechnęła się lekko, a ja poczułem dziwne ciepło rozlewające się we mnie. Ta dziewczyna jest... Niesamowita. A jeszcze tyle przed nami...


*Ana*

- Hej Ana... O, cześć Holgi. Jak spędziliście dzień? - spytała Lisa, gdy tylko weszła do środka.
Nadal byłam w jego towarzystwie, ten dzień był... Taki inny. Niestety, znalazło się w nim miejsce na ból, wspomnienie tamtego dnia było okropne, ale dłużej nie mogłam się z tym przed jakąkolwiek osobą ukrywać. Padło na niego pierwszego...
Momenty, w których byłam w niego wtulona... Były nie do opisania. To ciepło... Niesamowite uczucie, pierwszy raz coś takiego przeżyłam. Nawet przy Marcu nie było czegoś takiego. Czegoś takiego potrzebowałam...
- Się zakochałaś, czy co? - usłyszałam głos Lisy.
- A coś chciałaś? - wyrwała mnie tym z zamyślenia, no!
- Pytałam się, czy czegoś Ci potrzeba.
- Nie, jest dobrze. Usiądź i odpocznij, dopiero co wróciłaś.
- Mną się nie martw - zaśmiała się. - Porabialiście coś ciekawego?
- Byliśmy na mini wycieczce w lesie - oznajmił piłkarz. - A tak to nic ciekawego nie robiliśmy. A teraz przepraszam, ale muszę już lecieć, sprawy wyższe wzywają - musnął ustami mój policzek i śladu po nim nie było.
- Wow - wykrztusiłam z siebie. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.
- Kryje się coś pod "A tak to nic ciekawego nie robiliśmy" ? - usiadła bliżej.
- A co miałoby się kryć? W ogóle, to gdzie Thomas?
- Nie było go? - spytała z przerażeniem.
- Nie, cały dzień spędziłam z Holgerem - zamilkła na dłuższą chwilę. Postanowiłam to wykorzystać i dalej wypytać o piłkarza... - Jaki on jest?
Odpowiedziała mi po kilku chwilach, a to co powiedziała, przyprawiło mnie o łzy...



_______________
Powiem tylko tyle: kocham przerywać w takich momentach :v Na resztę nie mam weny, więc pozostawiam Wam opinię co do rozdziału :)