piątek, 17 października 2014

Jeden - "Widzę Cię pierwszy raz..."

Wirst du mein rettender Engel?

*Ana*

Pierwszy tydzień w Monachium minął nad wyraz spokojnie. Lisa pomagała mi poznawać okolicę, na tyle ile mogła. Nie było to za łatwe, ale jakoś dawałyśmy radę. Thomas też zaplanował pokazanie mi czegoś...
- Pakujemy panią do samochodu i jedziemy na trening! - zarządził, łapiąc mnie za ręce.
- Thomas...
- Tak Anastazjo?
- Grr, jak ja nie lubię tej wersji.
- Tak Ano? - poprawił się.
- Jak ja sobie tam poradzę?
- Chłopcy są bardzo pomocni, tym się najmniej martw.
- To czym mam się martwić jak nie tym, jak sobie poradzę?
- Masz się nie grymasić, ślicznotko - złapał mnie za policzki i próbował uformować na mojej twarzy uśmiech. - Chcę widzieć wieglachnego banana na tej mordce.
- Tomaszu, nie prosisz o za wiele? Iście na trening, w dodatku z tym białym badylem, bo bez niego sobie nie poradzę, teraz jeszcze wysilanie się na radość...
- Ana, ta radość jest we krwi Müllerów, nic nie poradzisz. A badyl nie jest Ci potrzebny, ja albo któryś z chłopaków Ci pomoże.
- Ale to jest trening - przypomniałam.
- Tym się nie martw, spokojnie. A teraz chodź ze mną.
Co miałam zrobić? I tak by mnie zabrał, siłą nawet. Taki jest mój Tomcio, taki jakby starszy braciszek.

***

- Usiądź, powoli - mruknął pomagając mi zająć miejsce na chyb krześle. - Która książka?
- Którakolwiek. I tak za dużo nie poczytam. Badyl jest?
- Jest, leży obok - wymacałam go obok siebie.
- Leć się przebrać i na trening!
- Jasne mała - zmierzwił mi włosy i zniknął. Westchnęłam. Co ja będę robić przez całą sesję? Nie poczytam za dużo, coś tak czuję, nie popatrzę jak trenują, bo nie mam jak...
- Witam - usłyszałam czyjś głos. Pierwszy raz go słyszałam. - Widzę Cię pierwszy raz... Jestem Thiago, a Ty?
- Anastazja, ale wolę jak mówi się na mnie Ana.
- A więc Ano, skąd jesteś? - oho, konwersacja się zaczyna..
- Spod Monachium, a Ty?
- Nie znasz mnie? - zdziwił się.
- Nie miałam jak Cię poznać, nie wiem skąd, nie wiem jak - mruknęłam ciut podirytowana.
- Ooo, będziemy mieli okazję do poznania. Chodź ze mną.
- Pomożesz mi wstać? - spytałam. Głupio tak było się prosić o pomoc od nieznajomych, ale trzeba było jakoś sobie radzić... Odruchowo złapałam laskę i nawet sprawnie się podniosłam. Przy jego pomocy. Poczułam czyjąś rękę -nie wiem, czy jego- na swojej talii. Nakierowywała mnie, gdzie iść.
- Czyli jesteś tu nowa, prawie jak ja - zaśmiał się. - Może powiesz mi coś o sobie?
- Jestem kuzynką Thomasa, przeprowadziłam się tu tydzień temu.. - mój głos stawał się coraz cieńszy, nie wiem czemu, ale przerażenie brało górę. - Gdzie Ty mnie prowadzisz? Nie widzę, gdzie jesteśmy... - po wypowiedzeniu ostatnich słów poczułam na policzku ciepłą dłoń. W 99,9% jego.
- Przy mnie nic Ci nie grozi, Thomas powiedział, bym się Tobą zaopiekował...
- Thiago, wara stąd! I od niej też! - mych uszu dobiegł kolejny męski głos.
- Nie Twoja, co mi zrobisz? - nadal nie śmiał mnie puścić.
- Twoja tym bardziej nie - warknął ten drugi, odciągając mnie od 'oprawcy'. Ten wypad na ten trening był fatalnym pomysłem. W sumie bym mogła tu być, gdybym cokolwiek widziała... Po chwili poczułam na plecach czyjąś rękę, która gładziła mnie, dodając mi otuchy. - Thomas się przeraził, gdy Cię nie zobaczył. I poprosił mnie o to, bym Cię znalazł - mówił i mówił, dopóki się nie uspokoiłam.
- Jak masz na imię, mój wybawco? - szepnęłam.
- Pierre.
- Jak wyglądasz?
- W sensie? - cicho westchnęłam.
- Twarz, kolor oczu i tak dalej... Chcę sobie wyobrazić, jak wyglądasz.
- Okej, rozumiem... Mam ciemne włosy, niebieskie oczy... Chyba średni nos. Średni, bo w porównaniu do Twojego, mój jest ciut większy - odruchowo złapałam się za swój. - Jestem od Ciebie niewiele wyższy... Coś jeszcze?
- Nie, dzięki. Chyba dobrze mi poszło.
- Dzięki Pilou! Ana, gdzie Cię z nim wywiało?! - kuzyn naskoczył na mnie.
- Przepraszam... - bąknęłam.
- Ty nie masz za co. Ale proszę Cię-nie chodź nigdzie z nikim, kogo nie znasz.
- Ja nikogo prócz Ciebie i teraz Pierre'go nie znam. No i może Thiago... - urwałam, a moi towarzysze westchnęli.
- Spokojnie, poznasz wszystkich. Z czasem, ale poznasz.
- Idźcie trenować, bo Wam się oberwie.
- Ja niestety, ale muszę zostać - powiedział to kto inny niż Thomas, czyli Pierre. - Trochę mnie mięsień boli, więc Ci potowarzyszę - ścisnął moją dłoń.
- Okej, to ja pójdę, dalej trenować.
- Dzięki - powoli zaczęliśmy się oddalać.
- Gdzie idziemy?
- Do szatni, pójdę się przebrać.
- A byłeś by Ci dali życie w spreju na nogę? To znaczy, by Ci popsikali lodem - zaśmiał się ze mnie.
- Tak, niemal od razu - odparł, zatrzymując się. - Uwaga, wchodzimy! Uważaj, jest schodek.
Wymacałam laską podłoże i postawiłam krok do przodu.
- Jest jeszcze jakiś stopień, spadek, wzwyżenie i tym podobne?
- Nie nie, zaraz Cię na ławce usadzę.
- Okej.
Zdana na jego pomoc przemierzyłam pomieszczenie, by usiąść na drewnianej ławce. Wsłuchałam się w odgłosy dobiegające z najbliższego otoczenia: nasze oddechy, szurania stóp po podłodze, materiału ocierającego skórę...
- Ano... - musnął moje ramię. - Chodźmy.
Pomógł mi wstać i nie puszczając mojej dłoni opuściliśmy szatnię.
- Dziękuję - szepnęłam w pewnej chwili, gdy byliśmy już na zewnątrz
- Nie ma za co - może nie widziałam, ale czułam, że uśmiechał się, gdy to mówił.
Resztę sesji przegadałam z Pierre'm, dzięki czemu dowiedziałam się sporo o nim i o drużynie. Chłopcy z Bayernu dzięki jego opisowi wydawali się niczym jak idealni faceci. Każdy z nich był inny, ale łączyła ich miłość do klubu i rodzin... Chyba nie ma bardziej rodzinnego klubu, niż Bayern.
- Ana! - zawołał męski głos, którego znowu nie rozpoznawałam. Po chwili poczułam, jak ktoś ściska moją dłoń. - Jestem Mario. Mario Goetze. Miło mi poznać śliczną kuzynkę Thomasa.
- Miło mi Cię poznać Mario. - uśmiechnęłam się lekko. - Nie widziałeś gdzieś może Tomasza?
- Anastazjo! - zaśmiał się.
- Ciesz się, że Cię nie widzę, bo byś już leżał.
- Byś musiała mnie najpierw złapać.
- Nie bądź taki do przodu, bo Ci tyłu zabraknie - dołączył się czwarty głos, a potem kolejne uściśnięcie dłoni - Jestem Mitchell.
- My tu gadu-gadu, a Lisa zaraz będzie się dobijać. Chodź - złapał mnie w talii i ruszyliśmy  do wyjścia.
- Cześć chłopaki! - pomachałam im, chociaż nie wiem, czy to zauważyli. - Jak minął trening?
- A dobrze, zresztą jak zawsze. A Tobie jak?
- Pomijając spotkanie z Thiago, to było... Całkiem dobrze. Pierre to na prawdę miły chłopak.
- Taka nasza przylepa. A co do Thiago...
- Nie, proszę.
- Uważaj, samochód - momentalnie się zatrzymałam. Thomas pomógł mi wsiąść, a po chwili już jechaliśmy do domu. - Będziemy mieli gościa - rzucił w pewnej chwili.
- Kogo?
- Jak przyjedzie, to się dowiesz.
- Tomaszu..
- Anastazjo - przerwał mi. - Niebawem będzie i to Ci na razie starczy.



___________________
taki tam pierwszy rozdzialik :) Mi się nawet podoba, z Thiago zrobiłam takiego zuego... heheheheheheheheeh XD

Pozostawiam Wam komentarz :)

7 komentarzy:

  1. Kurwa! Moi ulubieńcy to zawsze ci źli :'( Ranisz i mnie i Thiago ❤❤❤❤:(
    Rozdzial super :) THIAGO MA BYC DOBRY ! ❤ hahaha :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy rozdział ♡
    Czekam z niecierpliwością na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Robi się coraz ciekawiej :)
    czekam na nexta :)

    P.S Chyba nie ma bardziej rodzinnego klubu, niż Bayern.
    Jest. Barcelona XD Ale każdy klub jest rodzinny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale mnie to kręci, aj kręci ^^ <33333
    Pierre wybawca *-* :D
    No,no,no już wielbię jak zawsze <3333
    Przepraszam, że taki krótki komentarz ;c
    Czekam z niecierpliwością na kolejny
    buuziole ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. myślę, że Thiago namiesza... i to sporo! Pierre ♥ słodko z jego strony, że jej pomaga :))
    na prawdę Cię podziwiam, Domczi. Pisanie takiej historii jest trudne a Ty to robisz cudownie, zakochałam się w tym opowiadaniu! ♥

    pozdrawiam i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko, kochana... Kocham, uwielbiam, ubóstwiam! ♥
    Ja również, jak moja poprzedniczka, podziwiam Cię, po prostu. Ta historia jest specyficzna w swojej istocie i właśnie ze względu na to wymaga naprawdę ogromu trudu, pracy, jak i również umiejętności z Twojej strony. Ty to wszystko doskonale spajasz, łączysz w całość, że najzwyczajniej nie można się oderwać od historii, którą się z nami dzielisz. :)
    Jeszcze raz- CUDO. ♥
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. CZO TEN THIAGO XDDDD
    nie no, ten blog mnie łapie za moje kruche serce i coś czuję, że nie raz to będę płakac. :v
    czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń